Czego możemy się nauczyć z terapii prowokatywnej, co można zastosować w coachingu?
Terapia prowokatywna została stworzona przez Frank’a Farrelly’ego na bazie nowoczesnych, eksp erymentalnych interwencji z późnych lat 50. i wczesnych lat 60. XX wieku. Ostatecznie swoją nazwę otrzymała w 1966 roku. W tamtym czasie Frank był pracownikiem socjalnym, który jako psychiatra zerwał z terapią zorientowaną na kliencie z powodu frustracji związanej z powtarzającej się natury problemów swoich pacjentów. Zaczął dawać całkowicie szczery feedback dotyczący tego jak ich widział i łączył go z przesadzonymi luźnymi skojarzeniami z jego strony oraz humorem. Jego klienci zaczęli wykazywać poprawę. Frank zachęcał ich nawet, by utrzymywali i wzmacniali swoje dysfunkcyjne zachowania i symptomy. Czasem wyolbrzymiał ich negatywne wyobrażenia o samych sobie, aby sprowokować ich do przyjęcia bardziej pozytywnej oceny lub by się z siebie zacząć śmiać – nierzadko po raz pierwszy od wielu lat. TP jest szczególnie przydatna, kiedy problemy klienta są powiązane z niską samooceną i negatywnymi wzorcami przekonań.
W odróżnieniu od współczesnego coachingu, w którym coach stara się ustanowić wysoki stopień porozumienia a także go utrzymać, terapeuta prowokatywny będzie ryzykował utratę dobrego porozumienia. Nie chcę przez to powiedzieć, że Frank pracował bez nastawienia na troskę o klienta. W rzeczywistości jest mało prawdopodobnym, by mógł osiągać to, co osiągał bez troskliwej natury. Zalecał on nawet, by terapeuta myślał na sesji o czasie spędzanym z dobrymi przyjaciółmi, radowaniu się, relaksie i czerpaniu przyjemności ze wspólnego towarzystwa. Sugerował, by terapeuci utrzymywali ten stan, szczególnie podczas interwencji. Bez wątpienia zdrowe nastawienie coacha jest tu niezwykle istotne.
Frank reprezentował także wyjątkowo wysoki poziom skupienia uwagi na swoim kliencie. Poziom tej uwagi był tak wysoki, że w pokoju pełnym widzów, szaleńczego śmiechu wywołanego jego uźnymi skojarzeniami i przesadzonymi opisami, uczestnik sesji coachingowej zazwyczaj nie był w stanie przypomnieć sobie żadnych wydarzeń spoza przestrzeni terapeutycznej.
Organizowałem niedawno (wraz ze Steve’m Breibart’em) wydarzenie fundacji Coaching Foundation, na którym dwóch uczniów Franka, Dr Brian Kaplan oraz Phil Jeremiah, przedstawili niektóre z około trzydziestu strategii interwencyjnych, jakie stworzył Frank. Podczas swoich sesji, Brian i Phil demonstrowali też „Czynniki Farrellego”. Wśród nich znalazły się m.in.:
- rozwiązywanie problemów klienta przy użyciu absurdalnych pomysłów, „Jeśli tak bardzo chcesz mieć stopień doktorancki, to kup go sobie po prostu za kilka stów”
- częste przerywanie tokowi myślowemu klienta, jeśli wciąż powtarza ten sam problem (nie jest istotne jak).
- bagatelizowanie problemu, „każdy ma ten problem, i co z tego?! Masz jeszcze jakieś problemy?”
- trywializowanie dysfunkcyjnych zachowań, „Nie musisz przeczytać 30 książek, aby zdobyć tytuł doktorancki, badania wykazują, że ludzie są spychani na manowce przez książki i lepiej dla nich, gdy polegają na instynkcie!”
Podczas praktyki coachingowej często kładziemy tak duży nacisk na porozumienie, że nasze wyzwania mogą być odbierane jako zbyt „miękkie”. Ile razy zostałeś popchnięty do przewartościowania problemu przez przesadne lub humorystyczne spojrzenie na twoją sytuację ze strony przyjaciela lub kolegi? Pamiętam, gdy jako dziecko miałem problem z chodzeniem na wysokich, domowej roboty szczudłach i mówiłem coś w stylu „Nie jestem w stanie tego zrobić, to niemożliwe!” Usłyszałem wtedy: „Masz rację, poddaj się i zajmij się czymś innym, nikt tego nie jest w stanie zrobić!”. To sprowokowało mnie, by ponowić starania i ostatecznie odnieść sukces. Podejście Frank’a Farelly’ego jest takie: „Bardzo istotnym jest, aby działać z błyskiem w oku i miłością w sercu”. Być może dopiero gdy mamy już zbudowaną relację i zaufanie, pojawia się przestrzeń na tego typu prokowatywne interwencje w bardziej tradycyjnym coachingu? Dr Kaplan sugeruje przełączanie się na pięć minut na interwencje prowokatywne podczas konwencjonalnych sesji coachingowych, ale tylko przy zgodnie ze strony klienta.
Jakość uwagi, jaką Frank udzielał, była także gwarantem jego sukcesu. Tworzył on „bańkę bezpieczeństwa” wokół siebie i swojego klienta. Coachom przydałoby się naśladowanie tej strategii poprzez zadbanie o całą przestrzeń i ofiarowanie swoim klientom niepodzielnej uwagi. W coachingu dodajemy zdolność właściwego oddania dokładnego języka klienta, aby pomóc mu utrzymać odpowiedni stan w czasie pracy z problemami.
Frank i Jeff Brandsma zaproponowali dziesięć założeń TP. Jedno z nich mówi: „najistotniejsze informacje przekazywane są między ludźmi drogą niewerbalną.” To sugeruje, że podejście TP jest w dużej mierze oparte na intuicji. Ci, którzy mieli do czynienia z pracą Franka, zaświadczą o jego umiejętności intuicyjnego wyczucia problemu z bezbłędną dokładnością. To stoi w mocnym kontraście z poglądami wielu coachów, którzy wierzą, że zestaw narzędzi coacha jest jedyną rzeczą, której potrzebują, by dobrze pełnić swój zawód – ten pogląd ich bez wątpienia ogranicza. Intuicja, którą dzielimy się rozważnie z klientem i poszukiwanie dowodów potwierdzających jej przebłyski, mogą być niezwykle potężnym narzędziem. Coaching prowokatywny naprawdopodobniej przypadnie do gustu tym, którzy już teraz są zabawni, prowokatywni i kreatywni. Pozostaje nam tylko patrzeć, jak jego popularność będzie wzrastać wśród coachów.
Źródło: Rapport 58, 17, Jesień 2002r.
Autor: Dr Angus McLeod
Angus McLeod, Performance Coach, pracuje w Wielkiej Brytanii i na Filipinach i jest autorem „Me, Myself, My Team” (Crown House 2000, druga edycja wydana w roku 2003). Współtworzył fundację non-profit Coaching Foundation wraz ze Steave’m Breibart’em. Najnowsza książka Angusa dotycząca Performacne Coaching’u, zostanie opublikowana przez Crown House wiosną 2003 roku.