W czym tkwi różnica?

J: Różnica pomiędzy tkwi w szybkości interwencji, a także mocy emocji w jakich to się dzieje. Z tradycyjnym podejściem coachingowym ludzie już się trochę się oswoili, łatwiej im manewrować sesją, łatwiej się schować. Trudniej jest się schować przed samym sobą lub przed coachem, kiedy nie wiesz, co Cię czeka za moment. I to jest w tym cudowne.

N: W tradycyjnym podejściu klientowi łatwiej jest pływać od tematu do tematu, wprowadzać w manowce i coacha i samego siebie, podrzucać czerwone śledzie i tematy „zastępcze”. Normalnie klient opowiada o tym jak by zareagował, albo jak by chciał zareagować – metoda prowokatywna zmusza do reakcji. Nie mówię co bym zrobił, tylko robię, bo się wydarza. Nie zmusza mnie do zastanawiania się nad decyzją ale do podejmowania jej tu i teraz. Klient staje przed krzywym zwierciadłem swoich zachowań, postaw, przekonań i konsekwencji z nich płynących. Trudno mu przejść obok niego obojętnie, bo to siedzi jak zadra i krzyczy: zrób coś, zarea guj, zmień!

J: I wtedy jesteśmy zmuszeni do zdjęcia masek. Do zdjęcia takich…. Szukam innego pojęcia niż maska. Do zdjęcia takiego pudru i różu z siebie i popatrzenia na siebie nie tylko z własnej perspektywy. Jest to takie głębsze spotkanie z samym sobą. Spojrzenia na siebie bez tych wszystkich strojów, w które wchodzimy z racji zawodu, roli społecznej itd. W prowokatywności nie ma miejsca na sztuczność, albo inaczej: ta sztuczność znika w pewnym momencie.

N: W tej prowokatywności, którą chcemy rozpowszechniać…

J: Tak. Bo to zupełnie coś innego niż klasycznie rozumiana prowokacja. Najtrudniejsze są pierwsze kroki. Wielu coachów obawia się reakcji klienta, ma złe doświadczenia z różnego rodzaju prowokatorami.

N: I nic dziwnego. Dlatego aby pracować prowokatywnie muszę odpowiedzieć sobie na pytanie w jakim celu naciskam, w jakim celu odpuszczam lub przerysowuje. Jeżeli po to, aby zmusić kogoś do jakiegoś konkretnego zachowania, które mi się wydaje prawidłowe, lub dla samego wzbudzenia emocji, najczęściej jedyne co sprowokuję to kilka „ciepłych słów” i trzaśnięcie drzwiami. Jeżeli naciskam po to, aby uzmysłowić klientowi pewien mechanizm i „zmusić” go refleksji, reakcji i wytworzenia nowych, bardziej adekwatnych nawyków – wtedy nabiera to cech prowokatywności.

J: często ludzie nie umieją nazwać potrzeby a praca prowokatywna ułatwia im to. To jest także bardzo energetyczne podejście do pracy z samym sobą. Znów refleksja po warsztacie: jeśli stajemy przed jakąś ścianą, przerysowanie problemu, swojego wpływu na innych poprzez ten problem, wejście w żart, absurd powoduje, że człowiek łapie większy dystans i w efekcie odnajduje rozwiązania, które wcześniej wydawały się nie dostępne. A przynajmniej szanse na to rosną…  Jest w tym też kwestia budowania zaufania do samego siebie. W tym sensie, że wchodzę w świat nieznany. W świat który jest trochę przerysowany i „tak naprawdę nie wiem co inni sobie o mnie pomyślą, kiedy zadziałam inaczej niż do tej pory”.

N: Z tej perspektywy pięknie się to wpisuje w to, z czym mierzą się dzisiaj ludzie w biznesie. Firmy i ludzie starają poszukują „znanego”, a przecież co raz trudniej przewidzieć jest co będzie za rok, za dwa, a czasami bardzo trudno przewidzieć to co będzie za trzy miesiące. Narzędzia prowokatywne świetnie służą do tego, aby wyciągać ludzi z rutyny, z przyzwyczajeń. Ze świata, w którym powiem ci jaka jest prawda, jakie są reguły, jak to działa.

J: tym samym prowokatywność zaprasza i uczy elastyczności. Nie bania się przyszłości.

N: Ale też reagowania na tu i teraz …

/Fragment rozmowy Joanny z Norbertem o prowokatywności

Provotime – czasopismo nie tylko o prowokatywności

Zapisz się na listę i odbierz za darmo nasze czasopismo, nie tylko o prowokatywności!

Więcej wpisów

Provotime – czasopismo nie tylko o prowokatywności

Zapisz się na listę i odbierz za darmo nasze czasopismo, nie tylko o prowokatywności!